Delikatnie się wybudzam ze snu ale wciąż nie otwieram oczu. Próbuję jeszcze raz usnąć i zmusić się do dokończenia cudownego snu... Nic z tego przekręcam się tak aby leżeć na plecach i czuję coś ciężkiego na brzuchu. Otwieram oczy i nad sobą widzę sufit, taki dziwny sufit... Nie mój sufit. Niepewnie patrzę w lewo i widzę śpiącego Harrego pogrążonego w śnie, wzdrygam się i instynktownie odsuwam się od niego ale on znów przysuwa mnie do siebie i otula jeszcze ciaśniej. Ze złymi przeczuciami zaglądam pod kołdrę i widzę, iż nie mam na sobie nic.
- Boże...
Wzdrygam się przerażona,od razu wstaję zabierając i owijając się w kołdrę, czym budzę śpiącego chłopaka, zaczynam "uciekać" w stronę drzwi.
- Sasha, poczekaj! To nie tak... no weź daj mi coś powiedzieć... Zaraz ty jesteś goła?... Słyszysz, stój!- krzyczy chłopak łapiąc ciągnące się po ziemi końcówki kołdry. Kiedy daje już za wygraną opada ciężko na materac leżący na podłodze.
Wybiegam za futrynę drzwi ciężko dysząc. Boli mnie chorobliwie głowa. Boże... Co tu się do cholery dzieje!? Próbuję zebrać myśli ale nie idzie mi to z łatwością. Rozglądam się po przedpokoju i stwierdzam, że dom musi być duży, zapewne stary, nadający się do lekkiego remontu ale w dobrym stanie i w miarę czysty(nie licząc walających się wszędzie męskich ubrań). Próbuję sięgnąć pamięcią do wczorajszego wieczoru. Moje retrospekcje kończą się na kolorowych światłach dyskotekowych. Wysilam się ale nie mam pojęcia co się działo po moim drugim wyjściu na parkiet. Zastanawiam się nad tym co robić. Tak bardzo nie chcę tu być, szczególnie w jego towarzystwie ale przecież nie wybiegne z domu zawinięta w kołdrę. I chcę się dowiedzieć jak się tu znalazłam, dlaczego i przede wszystkim; gdzie są do cholery moje ubrania. Biorę głęboki wdech. Boję się tego co mogło się stać. boję się spojrzeć mu w oczy. Boję się tego co mogę usłyszeć. W głowie mi dudni, nie wiem czy to od emocji czy z tego przeraźliwego bólu głowy. Spoglądam w stronę drzwi z których wybiegłam. Nie ma wyboru trzeba sie spiąć, być dzielnym i stawić czoła prawdzie... jakakolwiek ona jest. Ruszam. Przed samymi wejściem ściska mnie w klatce piersiowej. Nie wejdę tam bo ogromnie się wstydzę. Dobra, ostatni głęboki wdech i wchodzę.
Zastaję chłopaka leżącego na materacu i gapiącego się w sufit(widząc, że wchodzę przerywa to fascynujace zajęcia i rzuca we mnie łobuzerskim uśmiechem).
- hmmm... wiesz może gdzie są moje ubrania?... - pytam się chłopaka wbijając się oczami w deski podłogi.
- Ale dasz mi wszystko wyjaśnić? - pyta, a ja kątem oka dostrzegam, że przeciąga się.
- Yhym.- podnoszę głowę i widzę jak chłopak wstaje i rozgląda się jeszzce zaspanym wzrokiem po pokoju.
- Prawda jest taka, że nie wiem gdzie one są. Ja cię nie rozbierałem, niestety- to ostatnie słowo mówi tak cicho, że ledwo co można było je usłyszeć. A we mnie wystrzeliły fajerwerki szczęścia, może nie jestem dziwką za którą się podejrzewała. - Idę do pokoju w którym miałaś spać. Tak, tu warto dodać, że odstawiłem cię do pokoju obok na łóżko a sam poszedłem spać na materacu, tutaj. Ale chyba się za mną stęskniłaś.- teraz zauważam, że chłopak jest w samych bokserkach. Lustruje mnie od góry do dołu, podchodzi do mnie ale ja instynktownie się odsuwam.
- Lepiej chodźmy- odwracam głowę w stronę drzwi i nadal czuję to palące spojrzenie na sobie, to, które przyprawia mnie o gęsią skórkę. Poprawiam na sobie kołdrę i jeszcze ciaśniej ściskam ją rękami. Po chwili chłopak rusza prowadząc mnie przez korytarz, staje przed drzwiami i skinięcie głowy wpuszcza mnie pierwszą do środka, ale nie patrzy na mnie. Wchodzę do środka i widzę na środku pokoju sukienkę, stanik i... resztę.
- Ymm, dzięki. chyba sobie już poradzę. - uśmiecham się blado i zamykam drzwi przed chłopakiem. Nie ubieram się, nie. Siadam na podłodze koło moich zgub i myslę nad tym ile czasu minie zanim zacznę się z tego śmiać. To chyba ten czas, bo wydobywa się ze mnie dziki rechot, który próbuję zdusić wciskając twarz w poduszkę. Trwa to jakieś dobre pięć minut i doprowadza do potoku łez. Gdy już się uspokajam zabieram się za ubieranie. Siadam znów na podłodze, jestem boso i nadal jest mi zimno. Znów mam ten lęk przed wyjściem do chłopaka. Rozglądam się po pokoju, jest średni a wystrojony jest po szczeniacku,jak z marzeń małego chłopca- na kasyno pełne plakatów kapeli rockowych, samochodów, skąpo ubranych lasek i szybkich samochodów. Korci mnie ale ostatecznie powstrzymuję się do zajrzenia w szafki. Zaczyna się sama mobilizować i motywować. Wstaję nabuzowana i ruszam dziarskim krokiem do drzwi, gdy je przekraczam dzieje się cos dziwnego cały power, którego nagle dostałam wyparowuje. Widzę pod ścianą swoją kurtkę zakładam ją i błąkam się po hallu zaglądając we wszystkie otwarte drzwi w poszukiwaniu chłopaka. Zaczynam słyszeć dźwięki dobiegające z końca korytarza i ruszam w tym kierunku. Zaglądam (do kuchni jak się okazuje) i widzę chłopaka szykującego coś do jedzenia. Głowa nadal mi pulsuje bólem. Nieśmiało wchodzę do środka pocierając z zimna ramiona.
- Zimno ci? - spogląda na mnie chłopak- Dziwne bo mi jest ciepło, a nawet bardzo. Sięga ręką w stronę mojej twarzy a ja robię unik, taki sam jakim uraczyłam go wcześniej. - Spokojnie chce sprawdzić czy masz temperaturę- uśmiecha się.- Chyba ją masz. Przyniosę ci coś cieplejszego.
Wychodzi i po chwili wraca ze sterta ubrań w ramionach.
- Proszę, nie mam żadnych damskich, więc tego wybierz coś sobie a ja zrobie cos do jedzenia. Wchodzę do pierwszego lepszego pokoju i nie mam gdzieś czy zamknęłam drzwi czy nie. Jestem okropnie zmęczona. Z wysiłkiem wkładam na siebie zadurzy t-shirt, spodnie rurki, za szrokie ale bardzo wygodne( chyba się na takie przerzucę), naciągam je na rajstopy i zakładam bluzę z kapturem. Wracam do kuchni. Siadam na krzesle naprzeciwko chłopaka. Nie mam ochoty na jedzenie.
- Posłuchaj, głupio się czuje z tym, że tu jestem i wgl. Chcę juz do domu ale pliss powiedz mi gdzie jestem, dlaczego...- patrzę na chłopaka zmieszana.
- Powiem ci tylko jeśli zjesz 5 łyżek jajecznicy- targuje się chłopak z miną pokerzysty. Uśmiecham sie na zgodę i zaczynam wciskać na siłę w siebie jedzenie i tym samym wypełniam moją część umowy. Gdy już kończę patrzę na chłopaka, który ledwo co powstrzymuję śmiech. starannie wszystko do końca przerzuwam i połykam.
- Mmmm było pyszne- mówie pośpiesznie- a teraz ty.
- No dobra. Więc tak, tańczyliśmy razem a ty stwierdziłaś, że chcesz pić więc poszłaś do baru..
- tak pamiętam! Zamówiłeś mi sok pomarańczowy i od razu wróciłam na parkiet.
- Ja ci niczego nie zamawiałem oprócz tego na początku- chłopak wyczytał z mojej twarzy, że chcę się sprzeciwić więc od razu naciska- no niby jak miałem to zrobić z parkietu. Wiesz, że tam byłem bo się mijaliśmy. Wygląda na to, ze ktoś ci coś dosypał, bo gdy wróciłem ty tańczyłaś na środku i hmmm całkiem zgrabnie ci to szło- uśmiecha się na to wspomnienie a ja czerwienieję- Patrzyłaś się uradowana w sufit i po tym się domysliłem, że coś ci jest. Podszedłem w samą prę by cię złapać bo zemdlałaś. Wyniosłem cie na dwór i gdy się ocknęłaś, ale kompletnie nie kontaktowałaś, zamówiłem taksówkę i pojechaliśmy do mnie. Zaprowadziłem cie do pokoju i położyłem do łóżka UBRANĄ- podkreśla, a ja znów się czerwienię- Wróciłem po motor, przyjechałem i poszedłem spać. Nie wiem kiedy do mnie przyszłaś i dlaczego zrobiłaś striptiz- przegryza wargę i poprawia się na krześle a ja tradycyjnie się czerwienię.- I tak mniej więcej to było.
Zakładam włosy za uszy i analizuję wszystko co usłyszałam.
- Chciałabym już do domu...- mówi nieśmiało i spoglądam na chłopaka, który kiwa głową na moje słowa. Wstajemy zakładam kurtkę i buty. Chłopak wychodzi ze mną na dwór gdzie mróz szczypie w nos i policzki. Gdy schodzimy po schodach chłopak odwraca się do mnie i zakłada mi na głowę kaptur z jego bluzy a ja zawstydzona spuszczam wzrok. Łapie mnie za rękę i prowadzi w stronę garażu. Otwiera go a moim oczom ukazuje sie czarne BMW. Wsiadamy w milczeniu i również w milczeniu trwa nasza cała podróż. Jest mi wstyd bo powinnam się chociaż starać byc dla niego miła po tym co dla mnie zrobił ale nie potrafię... Dojeżdżamy, samochód staje a ja odwracam głowę w jego stronę na co on nie zwraca uwagi i wgapia się w przednia szybę. Nie jestem w stanie wydusić z siebie nic głośnego więc nachylam się i do ucha szepcze chłopakowi ciche i króciutie "dziękuję" i wychodzę nie odwracając się za siebie. Otwierając drzwi do klatki ktos mi je zatrzaskuje, podnoszę głowę i widzę go, odkręca mnie do siebie i pyta również szeptem:
- Ale spotkam cię jeszcze kiedyś?- czuję, że tym bardziej nie dam rady powiedzieć nic głośniej. Wspinam się na palce i w prost do ucha mówię mu;
- Muszę ci jakoś te spodnie oddać- zaśmiał się a ja poczułam jego ciepły oddech na mojej szyi. Odsuwa się ode mnie a ja wchodzę do środka i przez szybę macham chłopakowi.
Gdy otwieram drzwi od domu zastaję śpiącego Mika- koleszkę brata na podłodze. Wiem, że reszta też gdzieś tam leży pogrążona w śnie, więc spokojnie i cicho rozbieram kurtkę i buty po czym maszeruję do pokoju. Kładę się na łóżko i przykrywam szczelnie kołdrą. Na głowie nadal mam kaptur, stulając się w niego z dziwnym spokojem odpływam w krainę snów.
___________________________________________________________________________________________________________________-
Awww ;3
Wow, koniec... Myślałam, że będzie mi iść łatwiej ale niestety rozszerzona matma nie przywitała mnie z forami... ;(
No nic ja idę się uczyć więc pa ;)