Delikatnie się wybudzam ze snu ale wciąż nie otwieram oczu. Próbuję jeszcze raz usnąć i zmusić się do dokończenia cudownego snu... Nic z tego przekręcam się tak aby leżeć na plecach i czuję coś ciężkiego na brzuchu. Otwieram oczy i nad sobą widzę sufit, taki dziwny sufit... Nie mój sufit. Niepewnie patrzę w lewo i widzę śpiącego Harrego pogrążonego w śnie, wzdrygam się i instynktownie odsuwam się od niego ale on znów przysuwa mnie do siebie i otula jeszcze ciaśniej. Ze złymi przeczuciami zaglądam pod kołdrę i widzę, iż nie mam na sobie nic.
- Boże...
Wzdrygam się przerażona,od razu wstaję zabierając i owijając się w kołdrę, czym budzę śpiącego chłopaka, zaczynam "uciekać" w stronę drzwi.
- Sasha, poczekaj! To nie tak... no weź daj mi coś powiedzieć... Zaraz ty jesteś goła?... Słyszysz, stój!- krzyczy chłopak łapiąc ciągnące się po ziemi końcówki kołdry. Kiedy daje już za wygraną opada ciężko na materac leżący na podłodze.
Wybiegam za futrynę drzwi ciężko dysząc. Boli mnie chorobliwie głowa. Boże... Co tu się do cholery dzieje!? Próbuję zebrać myśli ale nie idzie mi to z łatwością. Rozglądam się po przedpokoju i stwierdzam, że dom musi być duży, zapewne stary, nadający się do lekkiego remontu ale w dobrym stanie i w miarę czysty(nie licząc walających się wszędzie męskich ubrań). Próbuję sięgnąć pamięcią do wczorajszego wieczoru. Moje retrospekcje kończą się na kolorowych światłach dyskotekowych. Wysilam się ale nie mam pojęcia co się działo po moim drugim wyjściu na parkiet. Zastanawiam się nad tym co robić. Tak bardzo nie chcę tu być, szczególnie w jego towarzystwie ale przecież nie wybiegne z domu zawinięta w kołdrę. I chcę się dowiedzieć jak się tu znalazłam, dlaczego i przede wszystkim; gdzie są do cholery moje ubrania. Biorę głęboki wdech. Boję się tego co mogło się stać. boję się spojrzeć mu w oczy. Boję się tego co mogę usłyszeć. W głowie mi dudni, nie wiem czy to od emocji czy z tego przeraźliwego bólu głowy. Spoglądam w stronę drzwi z których wybiegłam. Nie ma wyboru trzeba sie spiąć, być dzielnym i stawić czoła prawdzie... jakakolwiek ona jest. Ruszam. Przed samymi wejściem ściska mnie w klatce piersiowej. Nie wejdę tam bo ogromnie się wstydzę. Dobra, ostatni głęboki wdech i wchodzę.
Zastaję chłopaka leżącego na materacu i gapiącego się w sufit(widząc, że wchodzę przerywa to fascynujace zajęcia i rzuca we mnie łobuzerskim uśmiechem).
- hmmm... wiesz może gdzie są moje ubrania?... - pytam się chłopaka wbijając się oczami w deski podłogi.
- Ale dasz mi wszystko wyjaśnić? - pyta, a ja kątem oka dostrzegam, że przeciąga się.
- Yhym.- podnoszę głowę i widzę jak chłopak wstaje i rozgląda się jeszzce zaspanym wzrokiem po pokoju.
- Prawda jest taka, że nie wiem gdzie one są. Ja cię nie rozbierałem, niestety- to ostatnie słowo mówi tak cicho, że ledwo co można było je usłyszeć. A we mnie wystrzeliły fajerwerki szczęścia, może nie jestem dziwką za którą się podejrzewała. - Idę do pokoju w którym miałaś spać. Tak, tu warto dodać, że odstawiłem cię do pokoju obok na łóżko a sam poszedłem spać na materacu, tutaj. Ale chyba się za mną stęskniłaś.- teraz zauważam, że chłopak jest w samych bokserkach. Lustruje mnie od góry do dołu, podchodzi do mnie ale ja instynktownie się odsuwam.
- Lepiej chodźmy- odwracam głowę w stronę drzwi i nadal czuję to palące spojrzenie na sobie, to, które przyprawia mnie o gęsią skórkę. Poprawiam na sobie kołdrę i jeszcze ciaśniej ściskam ją rękami. Po chwili chłopak rusza prowadząc mnie przez korytarz, staje przed drzwiami i skinięcie głowy wpuszcza mnie pierwszą do środka, ale nie patrzy na mnie. Wchodzę do środka i widzę na środku pokoju sukienkę, stanik i... resztę.
- Ymm, dzięki. chyba sobie już poradzę. - uśmiecham się blado i zamykam drzwi przed chłopakiem. Nie ubieram się, nie. Siadam na podłodze koło moich zgub i myslę nad tym ile czasu minie zanim zacznę się z tego śmiać. To chyba ten czas, bo wydobywa się ze mnie dziki rechot, który próbuję zdusić wciskając twarz w poduszkę. Trwa to jakieś dobre pięć minut i doprowadza do potoku łez. Gdy już się uspokajam zabieram się za ubieranie. Siadam znów na podłodze, jestem boso i nadal jest mi zimno. Znów mam ten lęk przed wyjściem do chłopaka. Rozglądam się po pokoju, jest średni a wystrojony jest po szczeniacku,jak z marzeń małego chłopca- na kasyno pełne plakatów kapeli rockowych, samochodów, skąpo ubranych lasek i szybkich samochodów. Korci mnie ale ostatecznie powstrzymuję się do zajrzenia w szafki. Zaczyna się sama mobilizować i motywować. Wstaję nabuzowana i ruszam dziarskim krokiem do drzwi, gdy je przekraczam dzieje się cos dziwnego cały power, którego nagle dostałam wyparowuje. Widzę pod ścianą swoją kurtkę zakładam ją i błąkam się po hallu zaglądając we wszystkie otwarte drzwi w poszukiwaniu chłopaka. Zaczynam słyszeć dźwięki dobiegające z końca korytarza i ruszam w tym kierunku. Zaglądam (do kuchni jak się okazuje) i widzę chłopaka szykującego coś do jedzenia. Głowa nadal mi pulsuje bólem. Nieśmiało wchodzę do środka pocierając z zimna ramiona.
- Zimno ci? - spogląda na mnie chłopak- Dziwne bo mi jest ciepło, a nawet bardzo. Sięga ręką w stronę mojej twarzy a ja robię unik, taki sam jakim uraczyłam go wcześniej. - Spokojnie chce sprawdzić czy masz temperaturę- uśmiecha się.- Chyba ją masz. Przyniosę ci coś cieplejszego.
Wychodzi i po chwili wraca ze sterta ubrań w ramionach.
- Proszę, nie mam żadnych damskich, więc tego wybierz coś sobie a ja zrobie cos do jedzenia. Wchodzę do pierwszego lepszego pokoju i nie mam gdzieś czy zamknęłam drzwi czy nie. Jestem okropnie zmęczona. Z wysiłkiem wkładam na siebie zadurzy t-shirt, spodnie rurki, za szrokie ale bardzo wygodne( chyba się na takie przerzucę), naciągam je na rajstopy i zakładam bluzę z kapturem. Wracam do kuchni. Siadam na krzesle naprzeciwko chłopaka. Nie mam ochoty na jedzenie.
- Posłuchaj, głupio się czuje z tym, że tu jestem i wgl. Chcę juz do domu ale pliss powiedz mi gdzie jestem, dlaczego...- patrzę na chłopaka zmieszana.
- Powiem ci tylko jeśli zjesz 5 łyżek jajecznicy- targuje się chłopak z miną pokerzysty. Uśmiecham sie na zgodę i zaczynam wciskać na siłę w siebie jedzenie i tym samym wypełniam moją część umowy. Gdy już kończę patrzę na chłopaka, który ledwo co powstrzymuję śmiech. starannie wszystko do końca przerzuwam i połykam.
- Mmmm było pyszne- mówie pośpiesznie- a teraz ty.
- No dobra. Więc tak, tańczyliśmy razem a ty stwierdziłaś, że chcesz pić więc poszłaś do baru..
- tak pamiętam! Zamówiłeś mi sok pomarańczowy i od razu wróciłam na parkiet.
- Ja ci niczego nie zamawiałem oprócz tego na początku- chłopak wyczytał z mojej twarzy, że chcę się sprzeciwić więc od razu naciska- no niby jak miałem to zrobić z parkietu. Wiesz, że tam byłem bo się mijaliśmy. Wygląda na to, ze ktoś ci coś dosypał, bo gdy wróciłem ty tańczyłaś na środku i hmmm całkiem zgrabnie ci to szło- uśmiecha się na to wspomnienie a ja czerwienieję- Patrzyłaś się uradowana w sufit i po tym się domysliłem, że coś ci jest. Podszedłem w samą prę by cię złapać bo zemdlałaś. Wyniosłem cie na dwór i gdy się ocknęłaś, ale kompletnie nie kontaktowałaś, zamówiłem taksówkę i pojechaliśmy do mnie. Zaprowadziłem cie do pokoju i położyłem do łóżka UBRANĄ- podkreśla, a ja znów się czerwienię- Wróciłem po motor, przyjechałem i poszedłem spać. Nie wiem kiedy do mnie przyszłaś i dlaczego zrobiłaś striptiz- przegryza wargę i poprawia się na krześle a ja tradycyjnie się czerwienię.- I tak mniej więcej to było.
Zakładam włosy za uszy i analizuję wszystko co usłyszałam.
- Chciałabym już do domu...- mówi nieśmiało i spoglądam na chłopaka, który kiwa głową na moje słowa. Wstajemy zakładam kurtkę i buty. Chłopak wychodzi ze mną na dwór gdzie mróz szczypie w nos i policzki. Gdy schodzimy po schodach chłopak odwraca się do mnie i zakłada mi na głowę kaptur z jego bluzy a ja zawstydzona spuszczam wzrok. Łapie mnie za rękę i prowadzi w stronę garażu. Otwiera go a moim oczom ukazuje sie czarne BMW. Wsiadamy w milczeniu i również w milczeniu trwa nasza cała podróż. Jest mi wstyd bo powinnam się chociaż starać byc dla niego miła po tym co dla mnie zrobił ale nie potrafię... Dojeżdżamy, samochód staje a ja odwracam głowę w jego stronę na co on nie zwraca uwagi i wgapia się w przednia szybę. Nie jestem w stanie wydusić z siebie nic głośnego więc nachylam się i do ucha szepcze chłopakowi ciche i króciutie "dziękuję" i wychodzę nie odwracając się za siebie. Otwierając drzwi do klatki ktos mi je zatrzaskuje, podnoszę głowę i widzę go, odkręca mnie do siebie i pyta również szeptem:
- Ale spotkam cię jeszcze kiedyś?- czuję, że tym bardziej nie dam rady powiedzieć nic głośniej. Wspinam się na palce i w prost do ucha mówię mu;
- Muszę ci jakoś te spodnie oddać- zaśmiał się a ja poczułam jego ciepły oddech na mojej szyi. Odsuwa się ode mnie a ja wchodzę do środka i przez szybę macham chłopakowi.
Gdy otwieram drzwi od domu zastaję śpiącego Mika- koleszkę brata na podłodze. Wiem, że reszta też gdzieś tam leży pogrążona w śnie, więc spokojnie i cicho rozbieram kurtkę i buty po czym maszeruję do pokoju. Kładę się na łóżko i przykrywam szczelnie kołdrą. Na głowie nadal mam kaptur, stulając się w niego z dziwnym spokojem odpływam w krainę snów.
___________________________________________________________________________________________________________________-
Awww ;3
Wow, koniec... Myślałam, że będzie mi iść łatwiej ale niestety rozszerzona matma nie przywitała mnie z forami... ;(
No nic ja idę się uczyć więc pa ;)
Rozmowy nocą
niedziela, 14 września 2014
niedziela, 31 sierpnia 2014
V- piąteczka!
Otwieram oczy ale i tak po chwili je zamykam. Uwielbiam ranki. Nie chyba trochę się zagalopowałam- uwielbiam sobotnie poranki, tzn. dobudzanie się przez godzinę, oddzielanie snu od rzeczywistości, rozmyślanie o tym się wydarzyło lub co się wydarzy.
Tak więc przypominam sobie ostatnie dni i powoli dochodzę do wczorajszego wieczoru. Czuję się dziwnie. I, o Boże, ja mam dziś randkę. Gdy ta myśl przechodzi mi przez głowę wstępują we mnie nowe siły. Siadam na łóżku i prostuje się. Cholera, mam dziś randkę. Kurcze nie wiem jak tego dokonałam, przecież ja nie umiem nawet flirtować no ale okej. Analizuję jeszcze raz wczorajszy wieczór. Nie, nigdzie nie pójdę. Nie pokarze mu się na oczy. Albo pójdę. Tak, pójdę, nie wiem po co ale pójdę!
Spoglądam na zegar 9:30. Nieźle. Wychodzę z pokoju na słabo oświetlony korytarzyk i maszeruję do kuchni. Zastaję tam Asha i Selene, nagle przypominam sobie, że nie jestem głodna i robię szyki unik za ścianę ale niestety już zostałam zauważona.
- O, hej, robaczku zjesz z nami śniadanko?- pyta przesłodko Selena. Co ja, kurwa, niedorozwinięta jakaś jestem? Obie mamy po 18 lat (tzn rocznikowo 17 ale to już tylko kilkanaście dni), no i w sumie ja jestem starsza... yhh, nie ma co się nią przejmować.
- Zastanowię się nad tym, robaczku. Jak widzę postawiliście kolejny krok w waszym związku- teraz z nami pomieszkujesz? Tylko bez dzieci niech się obejdzie- mówię przesłodkim tonem.
-Sash, ogarnij się- piorunuje mnie wzrokiem Ash.
Wychodzę z kuchni ubieram się, biorę kasę i lece na zakupy spożywcze do supermarketu. Wychodząc z klatki widzę kopertę z moim imieniem przyklejoną do szyby drzwi wejściowych. Instynktownie rozglądam się ale nikogo nie widzę. Otwieram i czytam:
- Mam nadzieje, że nie za mocne- śmieje się
Upijamy łyk po czym on ciągnie mnie na parkiet. Wszyscy dookoła skaczą i świetnie się bawią a ja zaczynam się dziwnie bujać. Patrze na zażenowaną minę chłopaka, chyba chce uciec. Ale on odwraca mnie tyłem do siebie.
- Już ja cię nauczę tańczyć a wiesz dlaczego?- nie daje mi odpowiedzieć- Bo leci nasza piosenka.
Rzeczywiście z głośników leci tamta melodia. To głupie ale sprawiło, że czułam się pewniej. Następne 5 piosenek przetańczyliśmy(a raczej przeskakaliśmy i przespiewaliśmy) osobno.
- Idę się napić- oświadczam i przechodzę do baru. Idąc ocieram się o różne osoby. Siadam na stołku i czekam aż barman podejdzie. Chwilę to trwa ale jak juz się zjawia wręcza mi sok pomarańczowy.
- To dla ciebie
- Ale ja jeszcze nic nie zamawiałam
- Ktoś to za ciebie zrobił- uśmiecha się przyjaźnie brunet
Jestem pewna na 100% że to od Loczka więc śmiało piję aż do dna. Dostaję jakiegoś kopa i dosłownie biegnę na parkiet. Po drodze mijam mojego nauczyciela tańca, który daje znać, że teraz on idzie się napić. Idę na środek parkietu i zaczynam tańczyć. Czuję się wolna, dzika i szczęśliwa. Wszystko wydaje się takie piękne. Wszyscy dookoła mnie śmieją się do mnie i patrzą z podziwem. Czuję się jak królowa. Gdy dotykam brzucha czuję jakby bass z głośników dyktował moim wnętrznościom jakiś dziki rytm. Co chwilę ktos krzyczy mi do ucha pochlebne teksty. Fajnie, mam to w dupie. Chcę tylko tańczyć.
Naglę czuję, że ktoś złapał mnie za rękę, odwracam się i widzę Harrego. Uśmiecham się na widok jego miny wyrażającej podziw i ciekawość. Zaczynam sobie uświadamiać, że lepiej mi jak tańczę, dosłownie- gdy stoję kręci mi się w głowie. Więc zaczynam znów się ruchać. Teraz juz tak nie szaleję, moje ruchy są wolniejsze, chyba bardziej wczuwam się w muzykę. Co chwilę przymykam oczy. Staję i patrzę na sufit, który mieni się tysiącami barw. Znów kręci mi się w głowie i... ciemność. Nie widzę nic, nie wiem co się dzieje...
_____________________________________________________________________________________________________________
Chciałam was przeprosić bo w poprzednim rozdziale popełniłam błąd. Zamiast Ash (chodzi tu o brata Sashy) napisałam Luke. Nie wiem dlaczego, jakieś chwilowe niedojebanie mózgowe... Tak więc przepraszam ;)
Tak więc przypominam sobie ostatnie dni i powoli dochodzę do wczorajszego wieczoru. Czuję się dziwnie. I, o Boże, ja mam dziś randkę. Gdy ta myśl przechodzi mi przez głowę wstępują we mnie nowe siły. Siadam na łóżku i prostuje się. Cholera, mam dziś randkę. Kurcze nie wiem jak tego dokonałam, przecież ja nie umiem nawet flirtować no ale okej. Analizuję jeszcze raz wczorajszy wieczór. Nie, nigdzie nie pójdę. Nie pokarze mu się na oczy. Albo pójdę. Tak, pójdę, nie wiem po co ale pójdę!
Spoglądam na zegar 9:30. Nieźle. Wychodzę z pokoju na słabo oświetlony korytarzyk i maszeruję do kuchni. Zastaję tam Asha i Selene, nagle przypominam sobie, że nie jestem głodna i robię szyki unik za ścianę ale niestety już zostałam zauważona.
- O, hej, robaczku zjesz z nami śniadanko?- pyta przesłodko Selena. Co ja, kurwa, niedorozwinięta jakaś jestem? Obie mamy po 18 lat (tzn rocznikowo 17 ale to już tylko kilkanaście dni), no i w sumie ja jestem starsza... yhh, nie ma co się nią przejmować.
- Zastanowię się nad tym, robaczku. Jak widzę postawiliście kolejny krok w waszym związku- teraz z nami pomieszkujesz? Tylko bez dzieci niech się obejdzie- mówię przesłodkim tonem.
-Sash, ogarnij się- piorunuje mnie wzrokiem Ash.
Wychodzę z kuchni ubieram się, biorę kasę i lece na zakupy spożywcze do supermarketu. Wychodząc z klatki widzę kopertę z moim imieniem przyklejoną do szyby drzwi wejściowych. Instynktownie rozglądam się ale nikogo nie widzę. Otwieram i czytam:
Przyjadę po Ciebie o 18:00.
P.S. Następnym razem nie dam Ci uciec.
Twój chłopak
(naprawdę mi się to podoba!)
Uśmiecham się. Jest słodki, bardzo, bardzo słodki. Zakupy mijają mi w miłym nastroju. Wracam do domu i zabieram się za cotygodniowe sprzątanie domu. Na brata nie mam co w tej kwestii liczyć. Jego sprzątanie to jedynie ewentualne pozbieranie brudnej bielizny walającej się po całym mieszkaniu.
Jest godzina 16:36, pora powoli zacząć się szykować. Nalewam do wanny gorącej wody(przy tym dodaje do niej różnych soli specyfików żeby zrobić pianę, bo przecież wiadomo, co to za kąpiel bez bąbelków?). Gdy moja kąpiel się szykuje ja przechodzę do swojego pokoju i staje przed wiecznym dylematem kobiet na całym świecie: W CO SIĘ UBRAĆ? I tu jetem w kropce. Zazwyczaj jak idę na imprezę z Chloe ubieram się wygodnie, tzn. w rurki jakaś bluzka, t-shirt i bez rewelacji, żeby było luźno i żeby nikt za bardzo nie dostrzegł, że się spociłam(przepraszam, takie są realia życia :) ) Natomiast dziś jestem umówiona na randkę. Z chłopakiem. Z przystojnym chłopakiem. Może to pora aby wbić się w jakąś sukienkę. Nie często się na to porywam ale może dziś jest ten dzień. wybieram więc słodką czarną sukienkę a do tego grube czarne rajstopy i płaskie, sznurowane, ciepłe buty wysoko za kostkę. Myślę, że nie wygląda to najgorzej i możne być.
Wracam do łazienki gdzie czeka mnie wanna wypełniona po brzegi wodą. I dobrze. Lubię takie kąpiele. Rozbieram się, wchodzę i od razu się kładę. Jest bosko. Rozpływam się.
Po około godzinie wychodzę. Póki co wślizguję się w dres. Chwilę zastanawiam sie nad tym czy suszyć włosy ale stwierdzam, że nie. same się układają całkiem nieźle.
Mam jeszcze trochę czasu więc idę do "salonu" i siadam koło Asha oglądającego TV.
- Wybierasz się gdzieś?- zadaje rutynowe pytanie.
- Potańczyć- odpowiadam
- A, to powiedz Chloe żeby wpadła jak będzie miała wolny czas bo mam dla niej tą płytę o której ostatnio tak trajkotała.
- Ale jesteś uczynny i bezinteresowny, wow- zaciekawiam się- Dlaczego?
- No przecież to twoja przyjaciółka, moja chyba też. Nie wiem o co ci chodzi- kończy obrażony.
- O nic- wolę go nie drażnić teraz gdy bez jego wiedzy idę na randkę. Od czasu gdy płakałam po Gabe'ie patrzy krzywo na każdego chłopaka, który się do mnie słowem odezwie.
- A ty co? Nigdy nie uwierzę w to, że będziesz zalegać na kanapie w sobotni wieczór.
- Będę. Z chłopakami.- to znaczy, że trzeba się czym prędzej teleportować
Przechodzę do swojego pokoju i przebieram się. Nie cierpię się stroić. Mam zamiar się szybko przebrać w spodnie i jakąkolwiek bluzkę ale shit jest już 18:06. Biorę torbę wrzucam tam najpotrzebniejsze rzeczy zakładam kurtkę i żegnam się z bratem krótkim "Pa".
Zbiegam ze schodów i w drzwiach mijam kogoś. Odwracam się i widzę go. Robi mi się niedobrze ze zdenerwowania.
- Myślałem już, że zapomniałaś.- zaschło mi w gardle i nie wiem co odpowiedzieć- ładnie wyglądasz.
- Ty też możesz być- odpowiadam już nieco pewniej.
- Jesteś pewna, że wolisz klub od spokojnej rozmowy nocą w parku?
- Nie umiesz tańczyć tak?- zaczynam się naśmiewać
- Pożałujesz tych słów- mówi z udawaną powagą po czym sam się zaczyna śmiać- więc zapraszam- wskazuje motor.
-Bez jaj. jestem w sukience, nie wsiądę na to.
- Wolisz iść na piechotę?- mówi podając mi kask.
- Szczerze, to tak.- biorę od niego kask i ani mi się śni zakładać.
- Boisz się?- szczerzy się
- Oczywiście, że nie ale jestem w sukience.
- No i?- zabiera ode mnie kask i zapinam mi go na głowie.
-Dobra ale patrzysz prosto przed siebie- szybko wsiadam i łapie się go w pasie. Poprawia moje oplatające go ręce i rusza.
To nie jest mój pierwszy raz na tego typu maszynie, więc to nie jest nic odkrywczego dla mnie ale i tak było super. Zawsze to jakiś zastrzyk adrenaliny, prawda? Zatrzymujemy się przed zatłoczonym wejściem do klubu. Ja szybko zeskakuje i oddaje kask kierowcy, który sam ściąga swój.
- Ale się bałaś. Myslałem, że nie wytrzymam i w końcu wybuchnę śmiechem.
- Nieprawda! W cale się nie bałam!- oburzam się
- Czyli chcesz mi powiedzieć, że specjalnie ściskałaś mnie mocniej i przysuwałaś do mnie za każdym razem gdy przejeżdżaliśmy przez dołek?- i rzuca ten swój uśmiech zwycięscy
- Dokładnie. Czytasz mi w myślach chyba.- odpowiadam beznamiętnie- a teraz chodź duża kolejka przed nami.
Chłopak łapie mnie za rękę, idzie na sam przód kolejki, wita się z gorylem i prowadzi mnie do środka. Jestem pod lekkim wrażeniem bo nigdy nie dostałam się tu tak szybko jak dziś.
Przechodzimy do szatni gdzie Loczek pomaga mi zdjąć kurtkę. Czuję jego spojrzenie które lustruje moje koronkowe plecy.
- Wow...- słyszę gdy się odwracam, jego wzrok podnosi się do poziomu moich oczu i zarz spada nie mogąc się powstrzymać i nie zlustrować mnie teraz od przodu.
Przechodzimy do ogromnej hali dyskotekowej gdzie co jaki czas przewija się jakiś mój znajomy rzucający przyjazne ale stłumione "cześć" ku mnie.
- Wiesz co? Może chwile posiedzimy?- rzucam do chłopaka
Wracam do łazienki gdzie czeka mnie wanna wypełniona po brzegi wodą. I dobrze. Lubię takie kąpiele. Rozbieram się, wchodzę i od razu się kładę. Jest bosko. Rozpływam się.
Po około godzinie wychodzę. Póki co wślizguję się w dres. Chwilę zastanawiam sie nad tym czy suszyć włosy ale stwierdzam, że nie. same się układają całkiem nieźle.
Mam jeszcze trochę czasu więc idę do "salonu" i siadam koło Asha oglądającego TV.
- Wybierasz się gdzieś?- zadaje rutynowe pytanie.
- Potańczyć- odpowiadam
- A, to powiedz Chloe żeby wpadła jak będzie miała wolny czas bo mam dla niej tą płytę o której ostatnio tak trajkotała.
- Ale jesteś uczynny i bezinteresowny, wow- zaciekawiam się- Dlaczego?
- No przecież to twoja przyjaciółka, moja chyba też. Nie wiem o co ci chodzi- kończy obrażony.
- O nic- wolę go nie drażnić teraz gdy bez jego wiedzy idę na randkę. Od czasu gdy płakałam po Gabe'ie patrzy krzywo na każdego chłopaka, który się do mnie słowem odezwie.
- A ty co? Nigdy nie uwierzę w to, że będziesz zalegać na kanapie w sobotni wieczór.
- Będę. Z chłopakami.- to znaczy, że trzeba się czym prędzej teleportować
Przechodzę do swojego pokoju i przebieram się. Nie cierpię się stroić. Mam zamiar się szybko przebrać w spodnie i jakąkolwiek bluzkę ale shit jest już 18:06. Biorę torbę wrzucam tam najpotrzebniejsze rzeczy zakładam kurtkę i żegnam się z bratem krótkim "Pa".
Zbiegam ze schodów i w drzwiach mijam kogoś. Odwracam się i widzę go. Robi mi się niedobrze ze zdenerwowania.
- Myślałem już, że zapomniałaś.- zaschło mi w gardle i nie wiem co odpowiedzieć- ładnie wyglądasz.
- Ty też możesz być- odpowiadam już nieco pewniej.
- Jesteś pewna, że wolisz klub od spokojnej rozmowy nocą w parku?
- Nie umiesz tańczyć tak?- zaczynam się naśmiewać
- Pożałujesz tych słów- mówi z udawaną powagą po czym sam się zaczyna śmiać- więc zapraszam- wskazuje motor.
-Bez jaj. jestem w sukience, nie wsiądę na to.
- Wolisz iść na piechotę?- mówi podając mi kask.
- Szczerze, to tak.- biorę od niego kask i ani mi się śni zakładać.
- Boisz się?- szczerzy się
- Oczywiście, że nie ale jestem w sukience.
- No i?- zabiera ode mnie kask i zapinam mi go na głowie.
-Dobra ale patrzysz prosto przed siebie- szybko wsiadam i łapie się go w pasie. Poprawia moje oplatające go ręce i rusza.
To nie jest mój pierwszy raz na tego typu maszynie, więc to nie jest nic odkrywczego dla mnie ale i tak było super. Zawsze to jakiś zastrzyk adrenaliny, prawda? Zatrzymujemy się przed zatłoczonym wejściem do klubu. Ja szybko zeskakuje i oddaje kask kierowcy, który sam ściąga swój.
- Ale się bałaś. Myslałem, że nie wytrzymam i w końcu wybuchnę śmiechem.
- Nieprawda! W cale się nie bałam!- oburzam się
- Czyli chcesz mi powiedzieć, że specjalnie ściskałaś mnie mocniej i przysuwałaś do mnie za każdym razem gdy przejeżdżaliśmy przez dołek?- i rzuca ten swój uśmiech zwycięscy
- Dokładnie. Czytasz mi w myślach chyba.- odpowiadam beznamiętnie- a teraz chodź duża kolejka przed nami.
Chłopak łapie mnie za rękę, idzie na sam przód kolejki, wita się z gorylem i prowadzi mnie do środka. Jestem pod lekkim wrażeniem bo nigdy nie dostałam się tu tak szybko jak dziś.
Przechodzimy do szatni gdzie Loczek pomaga mi zdjąć kurtkę. Czuję jego spojrzenie które lustruje moje koronkowe plecy.
- Wow...- słyszę gdy się odwracam, jego wzrok podnosi się do poziomu moich oczu i zarz spada nie mogąc się powstrzymać i nie zlustrować mnie teraz od przodu.
Przechodzimy do ogromnej hali dyskotekowej gdzie co jaki czas przewija się jakiś mój znajomy rzucający przyjazne ale stłumione "cześć" ku mnie.
- Wiesz co? Może chwile posiedzimy?- rzucam do chłopaka
- Jak chcesz- usmiecha się i prowadzi mnie do miejsca do tego przeznaczonego.
- Musze ci wyznać, że nie jestem zbyt dobrą tancerką. W zasadzie jestem tak słaba, że bez czegoś mocniejszego nawet na parkiet nie wychodzę- zaczynam tłumaczyć się ze swojego dziwnego zachowania
- Rozumiem- mówi śmiertelnie poważnie mój towarzysz( co przyprawia mnie o wybuch śmiechu) i wstaje kierując się do baru. po chwili przychodzi z dwoma szklankami soku pomarańczowego (co znów wywołuje u mnie nagły wybuch śmiechu)
Upijamy łyk po czym on ciągnie mnie na parkiet. Wszyscy dookoła skaczą i świetnie się bawią a ja zaczynam się dziwnie bujać. Patrze na zażenowaną minę chłopaka, chyba chce uciec. Ale on odwraca mnie tyłem do siebie.
- Już ja cię nauczę tańczyć a wiesz dlaczego?- nie daje mi odpowiedzieć- Bo leci nasza piosenka.
Rzeczywiście z głośników leci tamta melodia. To głupie ale sprawiło, że czułam się pewniej. Następne 5 piosenek przetańczyliśmy(a raczej przeskakaliśmy i przespiewaliśmy) osobno.
- Idę się napić- oświadczam i przechodzę do baru. Idąc ocieram się o różne osoby. Siadam na stołku i czekam aż barman podejdzie. Chwilę to trwa ale jak juz się zjawia wręcza mi sok pomarańczowy.
- To dla ciebie
- Ale ja jeszcze nic nie zamawiałam
- Ktoś to za ciebie zrobił- uśmiecha się przyjaźnie brunet
Jestem pewna na 100% że to od Loczka więc śmiało piję aż do dna. Dostaję jakiegoś kopa i dosłownie biegnę na parkiet. Po drodze mijam mojego nauczyciela tańca, który daje znać, że teraz on idzie się napić. Idę na środek parkietu i zaczynam tańczyć. Czuję się wolna, dzika i szczęśliwa. Wszystko wydaje się takie piękne. Wszyscy dookoła mnie śmieją się do mnie i patrzą z podziwem. Czuję się jak królowa. Gdy dotykam brzucha czuję jakby bass z głośników dyktował moim wnętrznościom jakiś dziki rytm. Co chwilę ktos krzyczy mi do ucha pochlebne teksty. Fajnie, mam to w dupie. Chcę tylko tańczyć.
Naglę czuję, że ktoś złapał mnie za rękę, odwracam się i widzę Harrego. Uśmiecham się na widok jego miny wyrażającej podziw i ciekawość. Zaczynam sobie uświadamiać, że lepiej mi jak tańczę, dosłownie- gdy stoję kręci mi się w głowie. Więc zaczynam znów się ruchać. Teraz juz tak nie szaleję, moje ruchy są wolniejsze, chyba bardziej wczuwam się w muzykę. Co chwilę przymykam oczy. Staję i patrzę na sufit, który mieni się tysiącami barw. Znów kręci mi się w głowie i... ciemność. Nie widzę nic, nie wiem co się dzieje...
_____________________________________________________________________________________________________________
Chciałam was przeprosić bo w poprzednim rozdziale popełniłam błąd. Zamiast Ash (chodzi tu o brata Sashy) napisałam Luke. Nie wiem dlaczego, jakieś chwilowe niedojebanie mózgowe... Tak więc przepraszam ;)
a oto sukienka ;)
Pisząc te notki na dole czuję się trochę jakbym gadała sama do siebie.
piątek, 22 sierpnia 2014
IV, ummm słodko ;DD
- Często tu tak przesiadujesz?- zagaduje mnie
- Często ale tylko w nocy ewentualnie późnym wieczorem- zaczynam się zastanawiać gdzie podziało się moje wrogie nastawienie do chłopaka. To chyba magia tego miejsca bo śmiało moge stwierdzić, że akurat teraz jest mi dobrze w jego towarzystwie, a to wróży kłopoty.
- Dlaczego w nocy?
- Hmmm, nie ma ludzi, jest cisza i spokój, można oglądać gwiazdy, jest tajemniczo i to jest fajne. Mogę sobie siedzieć tu godzinami i rozmyślać o wszystkim to moje sacrum. A i w nocy wszystko staje się piękniejsze.
Kątem oka spostrzegam, że chłopak intensywnie się mi wpatruje i to chyba od początku mojego monologu.
- Masz rację, teraz wszystko na co patrze jest piękne.
Szlag by to trafił. Czuję kłopoty i wcale ich nie chce ale nie potrafię przed nimi uciec. Może nawet nie chcę uciekać, na pewno nie w tej chwili. Wszystko o czym marzę to przerwanie niezręcznej ciszy.
- A ty często tu bywasz?
- Myślę, że tak ale zazwyczaj w dzień. chyba pora zmienić nawyki.
Kurcze. To wyznanie lekko mnie onieśmieliło więc teraz stawiam na ciszę. Nie będę wywoływać wilka z lasu.
Znów zaczyna padać śnieg. Jest pięknie. Nie mogę się powstrzymać i wyciągam rękę otulona ciepłą rękawiczką po to aby spadło na nią trochę śniegu. To wszystko sprawia, że z zachwytu otwieram usta. Znów czuję na spobie jego oczy.
- Wiesz chyba muszę już iść- mówię nie przerywając oglądania tego cudnego widowiska. Czuję się jak w transie.
- Jesteś pewna. Nie brzmisz zbyt przekonująco. Ale jeśli chcesz to cię odprowadzę, Sash.
To miłe. On jest miły. Chyba mu to powiem... Zaraz, co jest! Nie przedstawiałam mu się. Na pewno tego nie zrobiłam. Nie w autobusie bo byłam na niego raczej wkurzona i nie w pracy bo też byłam na niego wkurzona i nie robie po prostu takich rzeczy.
-Coś się stało?
Co mam mu powiedzieć?! Tak, stało się, podejrzewam, że jesteś jakimś psycholem jakich wiele na tym świecie, śledzisz mnie i zbierasz o mnie informacje po to aby mnie porwać i zgwałcić gdzieś w krzakach. Pffff. spokojnie, chyba naoglądałam się zbyt wiele kryminałów. A jeśli ten sms od nieznajomego jest od niego? Nie wiem. Nie warto ryzykować.
- Nie , nic. Musze lecieć, serio. - wyrywam się z własnych rozmyślań.
- Odprowadzę cię...
- Dam sobie radę. Cześć.- mówię stanowczo, odwracam się na pięcie, stawiam pierwszy krok ale on łapie mnie za rękę co powoduje, że odwracam się twarzą do niego. warto dodać, że od naszych twarzy dzielą nas milimetry.
- Zrobiłem coś nie tak? Powiedziałem coś głupiego?- szepcze patrząc mi prosto w oczy.
- Skąd znasz moje imię?- palnęłam prosto z mostu również szeptem.
- Czy to coś złego?
- Nie, ale czuję się niekomfortowo z tym.
- Gdy cię dziś wieczorem zauważyłem w knajpie spytałem się kelnerki jak masz na imię i czy możesz nas obsłużyć bo wiem, że ci się podobam i chcę ci ułatwić podbój- szczerzy się.
Na to wyznanie znów wzbiera we mnie wściekłość wyrywam rękę spod jego uścisku, widzę, że sprawia mu to radość więc odwracam się i idę pospiesznym krokiem w stronę szosy.
- Ale ty drętwa jesteś- wyrasta przede mną jak spod ziemi co powoduje, że przewracam się na niego, on się śmieje a ja usiłuje wstać i nie uderzyć go.
- Ej! Co tu się dzieje?! Puść ją!- rozlega się dobrze znany mi krzyk. To Gabe. Debil, dupek, syfiarz, łamacz serc, niszczyciel wspomnień- mój były.
- Daj sobie spokój Gabe. nic się nie dzieje. Idź stąd- wstaje i otrzepuję się ze śniegu.
- Jakoś ci nie wierze. A tak na marginesie to unikasz mnie ostatnio.
Chcąc, cie chcąc jego pojawienie się sprawia, że w myślach przenoszę się do wydarzeń z początku lata, konkretnie TEGO wieczoru gdy podczas imprezy przyłapuję go na całowaniu i mizianiu się z jakąś laską. Nawet nie wiem kim ona była. Rzygać mi się chce na to wspomnienie.
- Ciekawe dlaczego? Podobno jesteś dobry w bieganiu więc teleportuj się stąd bo nie chcę cię już oglądać.
- Chcę z tobą pogadać- robi krok w moją stronę na co ja reaguje krokiem w tył.
- Ej, koleś odpuść- wtrąca się loczek stając przede mną uniemożliwiając tym samym Gabe'owi dotknięcia mnie.
- Bo co?!
- Słuchaj, najwyraźniej ona nie chce z tobą rozmawiać.- mówi stanowczo.
- A ty skąd możesz to wiedzieć, co?- Krzyczy coraz bardziej rozzłoszczony mięśniak.
- Bo jesteśmy razem - wypaliłam bez zastanowiienia.
Obaj są maksymalnie zaskoczeni i patrzą na mnie w osłupieniu z otwartymi ustami (tak w ogóle to gdyby nie to, że mam w tym interes to już dawno leżałabym na śniegu z obsikanymi ze śmiechu spodniami) . Mój "sprzymierzeniec" otrząsa się szybciej z tego szoku zamyka buźkę a jego ręka wędruje na moje biodra i przyciąga mnie do siebie, wysila się na ochrypnięte i niezbyt pewne;
- Właśnie
Po minie Gaba widzę, że ten gest mu bardzo nie przypadł do gustu.
- Nie wierzę. Sash ty taka nie jesteś. nie spotykałabyś się z kimś innym bo nadal mnie...
- No to patrz - przerywa mu Loczek i ruszamy ścieżką w przeciwną stronę.
Po kilkunastu sekundach Loczek nie wytrzymuje i szepcze w moją stronę.
- Wow, kiedy awansowałem na twojego chłopaka. A mówiłem, że na mnie lecisz.
Ignoruję jego ostatnią uwagę ze względu na to, że mi pomógł.
- Przepraszam cię. Strasznie mi głupio... Jak ty w ogóle masz na imię?- pytam przypominając sobie o tym, iż nawet nie znam imienia mojego wybawiciela.
- Hahaha. No niezłe ziółko z ciebie jednak. Spotykasz się z chłopakiem nie znając nawet jego imienia- nie ukrywa swojego rozbawienia- nie żeby mi to przeszkadzało- kończy swoją wypowiedź puszczając mi oczko.
Gniewnie zrzucam jego rękę z moich bioder i piorunuję go wzrokiem (szybko odwracam się upewniając się, że Gabe niczego nie widzi.)
- To powiesz mi jak mój chłopak ma na imię?- i sama zaczynam się z tego naśmiewać bo dochodzi powoli do mnie jak głupio się zachowałam.
- Harry
- Ładnie.
- Gdzie tak właściwie mnie prowadzisz?
- Do mnie do domu- widzę TEN uśmiech chłopaka- Bez takich. Hahaha. Chciałeś mnie odprowadzić więc ja ci tą atrakcję sponsoruję.
Reszta drogi mija nam na ciszy i na wybuchach śmiechu na wspomnienia teatrzyku z przed parunastu minut.
- No więc to mój blok. Jeszcze raz dzięki i przepraszam- mówię to, nie spoglądając na niego i odwracam się ale on łapie mnie za rękę co ma identyczny efekt jak w parku.
- A gdzie moja nagroda za tą rolę- szepcze mi do ucha co przyprawia mnie o ciarki.
- Ja oscarów nie rozdaję- wykręcam się żartem.
- To może spotkasz się jutro ze mną?
- Mam szkołę...- nieudolnie łgam
- Przecież jutro jest sobota, nie wykręcaj się. Jutro w parku?
Po tym wszystkim przytłacza mnie wizja bycia sam na sam z nim... z Harrym. Po prostu wstydzę się.
-A może klub?- chłopakowi nie podoba się to więc szybko dodaję- chyba, że nie umiesz tańczyć.
- Ha! zdziwisz się to du jutra.
- Ale wiesz, że znajomość ze mną to niekończące się kłopoty?
- Obiecujesz?
Wyrywam się z jego uścisku nie dając mu skończyć ten wieczór w hollywoodzkim stylu. Biegnę po schodach jak na jakichś bateriach. Mijam Asha i rzucam szybkie "cześć" w kierunku jego i Seleny, idę się myć i długo, długo nie mogę zasnąć...
______________________________________________________________________________________________________________
Gabe
Dobrej nocy ;*
- Często ale tylko w nocy ewentualnie późnym wieczorem- zaczynam się zastanawiać gdzie podziało się moje wrogie nastawienie do chłopaka. To chyba magia tego miejsca bo śmiało moge stwierdzić, że akurat teraz jest mi dobrze w jego towarzystwie, a to wróży kłopoty.
- Dlaczego w nocy?
- Hmmm, nie ma ludzi, jest cisza i spokój, można oglądać gwiazdy, jest tajemniczo i to jest fajne. Mogę sobie siedzieć tu godzinami i rozmyślać o wszystkim to moje sacrum. A i w nocy wszystko staje się piękniejsze.
Kątem oka spostrzegam, że chłopak intensywnie się mi wpatruje i to chyba od początku mojego monologu.
- Masz rację, teraz wszystko na co patrze jest piękne.
Szlag by to trafił. Czuję kłopoty i wcale ich nie chce ale nie potrafię przed nimi uciec. Może nawet nie chcę uciekać, na pewno nie w tej chwili. Wszystko o czym marzę to przerwanie niezręcznej ciszy.
- A ty często tu bywasz?
- Myślę, że tak ale zazwyczaj w dzień. chyba pora zmienić nawyki.
Kurcze. To wyznanie lekko mnie onieśmieliło więc teraz stawiam na ciszę. Nie będę wywoływać wilka z lasu.
Znów zaczyna padać śnieg. Jest pięknie. Nie mogę się powstrzymać i wyciągam rękę otulona ciepłą rękawiczką po to aby spadło na nią trochę śniegu. To wszystko sprawia, że z zachwytu otwieram usta. Znów czuję na spobie jego oczy.
- Wiesz chyba muszę już iść- mówię nie przerywając oglądania tego cudnego widowiska. Czuję się jak w transie.
- Jesteś pewna. Nie brzmisz zbyt przekonująco. Ale jeśli chcesz to cię odprowadzę, Sash.
To miłe. On jest miły. Chyba mu to powiem... Zaraz, co jest! Nie przedstawiałam mu się. Na pewno tego nie zrobiłam. Nie w autobusie bo byłam na niego raczej wkurzona i nie w pracy bo też byłam na niego wkurzona i nie robie po prostu takich rzeczy.
-Coś się stało?
Co mam mu powiedzieć?! Tak, stało się, podejrzewam, że jesteś jakimś psycholem jakich wiele na tym świecie, śledzisz mnie i zbierasz o mnie informacje po to aby mnie porwać i zgwałcić gdzieś w krzakach. Pffff. spokojnie, chyba naoglądałam się zbyt wiele kryminałów. A jeśli ten sms od nieznajomego jest od niego? Nie wiem. Nie warto ryzykować.
- Nie , nic. Musze lecieć, serio. - wyrywam się z własnych rozmyślań.
- Odprowadzę cię...
- Dam sobie radę. Cześć.- mówię stanowczo, odwracam się na pięcie, stawiam pierwszy krok ale on łapie mnie za rękę co powoduje, że odwracam się twarzą do niego. warto dodać, że od naszych twarzy dzielą nas milimetry.
- Zrobiłem coś nie tak? Powiedziałem coś głupiego?- szepcze patrząc mi prosto w oczy.
- Skąd znasz moje imię?- palnęłam prosto z mostu również szeptem.
- Czy to coś złego?
- Nie, ale czuję się niekomfortowo z tym.
- Gdy cię dziś wieczorem zauważyłem w knajpie spytałem się kelnerki jak masz na imię i czy możesz nas obsłużyć bo wiem, że ci się podobam i chcę ci ułatwić podbój- szczerzy się.
Na to wyznanie znów wzbiera we mnie wściekłość wyrywam rękę spod jego uścisku, widzę, że sprawia mu to radość więc odwracam się i idę pospiesznym krokiem w stronę szosy.
- Ale ty drętwa jesteś- wyrasta przede mną jak spod ziemi co powoduje, że przewracam się na niego, on się śmieje a ja usiłuje wstać i nie uderzyć go.
- Ej! Co tu się dzieje?! Puść ją!- rozlega się dobrze znany mi krzyk. To Gabe. Debil, dupek, syfiarz, łamacz serc, niszczyciel wspomnień- mój były.
- Daj sobie spokój Gabe. nic się nie dzieje. Idź stąd- wstaje i otrzepuję się ze śniegu.
- Jakoś ci nie wierze. A tak na marginesie to unikasz mnie ostatnio.
Chcąc, cie chcąc jego pojawienie się sprawia, że w myślach przenoszę się do wydarzeń z początku lata, konkretnie TEGO wieczoru gdy podczas imprezy przyłapuję go na całowaniu i mizianiu się z jakąś laską. Nawet nie wiem kim ona była. Rzygać mi się chce na to wspomnienie.
- Ciekawe dlaczego? Podobno jesteś dobry w bieganiu więc teleportuj się stąd bo nie chcę cię już oglądać.
- Chcę z tobą pogadać- robi krok w moją stronę na co ja reaguje krokiem w tył.
- Ej, koleś odpuść- wtrąca się loczek stając przede mną uniemożliwiając tym samym Gabe'owi dotknięcia mnie.
- Bo co?!
- Słuchaj, najwyraźniej ona nie chce z tobą rozmawiać.- mówi stanowczo.
- A ty skąd możesz to wiedzieć, co?- Krzyczy coraz bardziej rozzłoszczony mięśniak.
- Bo jesteśmy razem - wypaliłam bez zastanowiienia.
Obaj są maksymalnie zaskoczeni i patrzą na mnie w osłupieniu z otwartymi ustami (tak w ogóle to gdyby nie to, że mam w tym interes to już dawno leżałabym na śniegu z obsikanymi ze śmiechu spodniami) . Mój "sprzymierzeniec" otrząsa się szybciej z tego szoku zamyka buźkę a jego ręka wędruje na moje biodra i przyciąga mnie do siebie, wysila się na ochrypnięte i niezbyt pewne;
- Właśnie
Po minie Gaba widzę, że ten gest mu bardzo nie przypadł do gustu.
- Nie wierzę. Sash ty taka nie jesteś. nie spotykałabyś się z kimś innym bo nadal mnie...
- No to patrz - przerywa mu Loczek i ruszamy ścieżką w przeciwną stronę.
Po kilkunastu sekundach Loczek nie wytrzymuje i szepcze w moją stronę.
- Wow, kiedy awansowałem na twojego chłopaka. A mówiłem, że na mnie lecisz.
Ignoruję jego ostatnią uwagę ze względu na to, że mi pomógł.
- Przepraszam cię. Strasznie mi głupio... Jak ty w ogóle masz na imię?- pytam przypominając sobie o tym, iż nawet nie znam imienia mojego wybawiciela.
- Hahaha. No niezłe ziółko z ciebie jednak. Spotykasz się z chłopakiem nie znając nawet jego imienia- nie ukrywa swojego rozbawienia- nie żeby mi to przeszkadzało- kończy swoją wypowiedź puszczając mi oczko.
Gniewnie zrzucam jego rękę z moich bioder i piorunuję go wzrokiem (szybko odwracam się upewniając się, że Gabe niczego nie widzi.)
- To powiesz mi jak mój chłopak ma na imię?- i sama zaczynam się z tego naśmiewać bo dochodzi powoli do mnie jak głupio się zachowałam.
- Harry
- Ładnie.
- Gdzie tak właściwie mnie prowadzisz?
- Do mnie do domu- widzę TEN uśmiech chłopaka- Bez takich. Hahaha. Chciałeś mnie odprowadzić więc ja ci tą atrakcję sponsoruję.
Reszta drogi mija nam na ciszy i na wybuchach śmiechu na wspomnienia teatrzyku z przed parunastu minut.
- No więc to mój blok. Jeszcze raz dzięki i przepraszam- mówię to, nie spoglądając na niego i odwracam się ale on łapie mnie za rękę co ma identyczny efekt jak w parku.
- A gdzie moja nagroda za tą rolę- szepcze mi do ucha co przyprawia mnie o ciarki.
- Ja oscarów nie rozdaję- wykręcam się żartem.
- To może spotkasz się jutro ze mną?
- Mam szkołę...- nieudolnie łgam
- Przecież jutro jest sobota, nie wykręcaj się. Jutro w parku?
Po tym wszystkim przytłacza mnie wizja bycia sam na sam z nim... z Harrym. Po prostu wstydzę się.
-A może klub?- chłopakowi nie podoba się to więc szybko dodaję- chyba, że nie umiesz tańczyć.
- Ha! zdziwisz się to du jutra.
- Ale wiesz, że znajomość ze mną to niekończące się kłopoty?
- Obiecujesz?
Wyrywam się z jego uścisku nie dając mu skończyć ten wieczór w hollywoodzkim stylu. Biegnę po schodach jak na jakichś bateriach. Mijam Asha i rzucam szybkie "cześć" w kierunku jego i Seleny, idę się myć i długo, długo nie mogę zasnąć...
______________________________________________________________________________________________________________
Dobrej nocy ;*
sobota, 16 sierpnia 2014
III
Robi mi się gorąco. "Spoko Sash, nie dawaj po sobie niczego poznać".
- Potem sobie porandkujesz, ja tu umieram z głodu- wtrąca jakiś blondyn a reszta mu przytakuje, spoglądając na mnie badawczo co jakiś czas. Odczuwam lekką ulgę z powodu, że zostałam zepchnięta na boczny plan. Zebrałam zamówienia od czwórki, pora na "mojego znajomego".
- Poproszę whiskey, twój numer buta, adres, kolor majtek a i przydałoby się żebym znał twoje imie i wiek bo nie chcę zadawać się z jakąś małolatą- kończy idealnym usmiechem. Staram się zachować profesjonalizm lub chociaż opanować grad słów, które same cisną mi się na usta. Słowo gdyby nie przechodzący Brad to przegrałabym tę wewnętrzna walkę ze sobą.
- Coś jeszcze?- Zadaje pytanie najuprzejmiej jak tylko mnie stac w danej chwili.
- Możesz iść- słyszę w odpowiedzi od szatyna, który wykonuje gest w stylu; " idź już marny sługo".
Mam ich dość. Cała 5-tka jest jakaś popieprzona. Moja praca jest całkiem fajna ale jeśli bedą się tu pojawiać częściej to chyba poszukam innej.
- Cindy, proszę, zanieś zamówienia do tego stolika bo nie mam siły...
- Ale ja mam swoje...
- Zamieńmy się!- przerywam koleżance
- No dobra - uśmiecha się.
Idę wykonać swoją część umowy wracając zbieram brudne talerze i szklanki z pustego stolika.
- Sasha, ten gość z kręconymi włosami, wiesz z naszej wymiany, mówi, że nie dostał pełnego zamówienia - nagle jak z pod ziemi wyrasta Brad z rękami skrzyżowanymi na klatce piersiowej.
- Coś się stało?
- Nie, tylko...- próbuję wyjaśnić głupi kawał loczka.
- Przez Sashę dałam niepełne zamówienie klientowi- wypaliła Cindy.
- Wiesz, że to klasyczny błąd za jaki mógłbym cię wywalić? U mnie takie sytuacje nie mają miejsca.
- Przepraszam, ale to nie tak...- próbuję wyjaśnić głupie poczucie humoru.... Zaraz jak on się nazywał... Chyba mi się przedstawiał... Yhh... nieważne..
- Nie przepraszaj, tylko idź to szybko wyprostować.- wbija we mnie swoje ślepia.
Więc ze spuszczoną głową maszeruję do danego stolika a tam zastaje sprawce mich kłopotów, samego. Przez myśl mi przeszło, że wyczuli kłopoty i się teleportowali.
- Słuchaj, ogarnij się, ja tu kurcze pracuje pracuje- podchodzę bliżej chłopaka i silę sie na opanowany ton.
- Ale ja na prawdę chcę znać twój numer buta- słyszę, moją odpowiedzią na to jest teatralne wywrócenie oczami.
- Dobra widzę, że tyłek nie przestał cię jeszcze boleć, więc wróce kiedy indziej- bierze swoją whiskey, pije do dna, wyciąga banknot, rzuca na stolik i wychodzi. Po chwili wraca nachyla się i szepcze mi do ucha z wyraźną determinacją:
- A to będzie kiedyś nasza piosenka- nie czekając na odpowiedź wychodzi. Mimo woli uśmiecham się bo to było słodkie a i piosenka juz wcześniej przypadła mi do gustu.
- No i...?- wita mnie wyczekujący Brad
- Okazało sie, że to nieporozumienie.
- Wiesz co, tak sobie myślę, a może weźmiesz sobie wolne na jakiś czas?
- Ale jak to? Przecież to była jednorazowa sytuacja a nawet nic się tak na prawdę nie stało. Szefie wiesz, że w pracy zawsze daje z siebie 120%- nie moge uwiezyć własnym uszom.
- Tak wiem- uśmiecha się- chodzi o to, że jesteś praktycznie codziennie i w ogóle. Myślę, że troche wolnego ci nie zaszkodzi.
Przyjęłam. Dupa. Reszta wieczoru mija spokojnie . Wreszcie wychodzę. Jest 23:14. Mróz szczypie w nos, pada śnieg a ulica wygląda jak z bajki za sprawą wszechobecnych lampek choinkowych. Ani jednego samochodu. W głowie słyszę piosenkę z reklamy coca-coli, "coraz bliżej święta". Ruszam środkiem drogi rozkoszując się pięknym widokiem. Czuję błogość, wydaje mi się, że znów jestem małą dziewczynką. Kieruję sie w stronę parku. Nie wiem dlaczego. To wbrew rozsądkowi, wbrew mnie.
Jest ciemno ale nie boję się. Odgarniam śnieg z ławeczki i siadam.
- Wow, jestem pod wrażeniem. Myślałem, że grzeczne dziewczynki nie chadzaja w samotności do ciemnych miejsc.- dobrze wiem do kogo należy ten głos.
- No widzisz. Życie jest takie nieprzewidywalne- śmieje się- Śledzisz mnie czy co? Zaczynam się bać. W łazience też cię spotkam?
- Później rozpatrzę to kuszącą propozycję- uśmiecha się do mnie loczek i siada obok mnie.
__________________________________________________________________________________________________________________________-
a u nich zima ;ooo
nie chce mi się już dziś więcej pisać. Mam nadzieje, że nie jest zbyt badziewnie..
- Potem sobie porandkujesz, ja tu umieram z głodu- wtrąca jakiś blondyn a reszta mu przytakuje, spoglądając na mnie badawczo co jakiś czas. Odczuwam lekką ulgę z powodu, że zostałam zepchnięta na boczny plan. Zebrałam zamówienia od czwórki, pora na "mojego znajomego".
- Poproszę whiskey, twój numer buta, adres, kolor majtek a i przydałoby się żebym znał twoje imie i wiek bo nie chcę zadawać się z jakąś małolatą- kończy idealnym usmiechem. Staram się zachować profesjonalizm lub chociaż opanować grad słów, które same cisną mi się na usta. Słowo gdyby nie przechodzący Brad to przegrałabym tę wewnętrzna walkę ze sobą.
- Coś jeszcze?- Zadaje pytanie najuprzejmiej jak tylko mnie stac w danej chwili.
- Możesz iść- słyszę w odpowiedzi od szatyna, który wykonuje gest w stylu; " idź już marny sługo".
Mam ich dość. Cała 5-tka jest jakaś popieprzona. Moja praca jest całkiem fajna ale jeśli bedą się tu pojawiać częściej to chyba poszukam innej.
- Cindy, proszę, zanieś zamówienia do tego stolika bo nie mam siły...
- Ale ja mam swoje...
- Zamieńmy się!- przerywam koleżance
- No dobra - uśmiecha się.
Idę wykonać swoją część umowy wracając zbieram brudne talerze i szklanki z pustego stolika.
- Sasha, ten gość z kręconymi włosami, wiesz z naszej wymiany, mówi, że nie dostał pełnego zamówienia - nagle jak z pod ziemi wyrasta Brad z rękami skrzyżowanymi na klatce piersiowej.
- Coś się stało?
- Nie, tylko...- próbuję wyjaśnić głupi kawał loczka.
- Przez Sashę dałam niepełne zamówienie klientowi- wypaliła Cindy.
- Wiesz, że to klasyczny błąd za jaki mógłbym cię wywalić? U mnie takie sytuacje nie mają miejsca.
- Przepraszam, ale to nie tak...- próbuję wyjaśnić głupie poczucie humoru.... Zaraz jak on się nazywał... Chyba mi się przedstawiał... Yhh... nieważne..
- Nie przepraszaj, tylko idź to szybko wyprostować.- wbija we mnie swoje ślepia.
Więc ze spuszczoną głową maszeruję do danego stolika a tam zastaje sprawce mich kłopotów, samego. Przez myśl mi przeszło, że wyczuli kłopoty i się teleportowali.
- Słuchaj, ogarnij się, ja tu kurcze pracuje pracuje- podchodzę bliżej chłopaka i silę sie na opanowany ton.
- Ale ja na prawdę chcę znać twój numer buta- słyszę, moją odpowiedzią na to jest teatralne wywrócenie oczami.
- Dobra widzę, że tyłek nie przestał cię jeszcze boleć, więc wróce kiedy indziej- bierze swoją whiskey, pije do dna, wyciąga banknot, rzuca na stolik i wychodzi. Po chwili wraca nachyla się i szepcze mi do ucha z wyraźną determinacją:
- A to będzie kiedyś nasza piosenka- nie czekając na odpowiedź wychodzi. Mimo woli uśmiecham się bo to było słodkie a i piosenka juz wcześniej przypadła mi do gustu.
- No i...?- wita mnie wyczekujący Brad
- Okazało sie, że to nieporozumienie.
- Wiesz co, tak sobie myślę, a może weźmiesz sobie wolne na jakiś czas?
- Ale jak to? Przecież to była jednorazowa sytuacja a nawet nic się tak na prawdę nie stało. Szefie wiesz, że w pracy zawsze daje z siebie 120%- nie moge uwiezyć własnym uszom.
- Tak wiem- uśmiecha się- chodzi o to, że jesteś praktycznie codziennie i w ogóle. Myślę, że troche wolnego ci nie zaszkodzi.
Przyjęłam. Dupa. Reszta wieczoru mija spokojnie . Wreszcie wychodzę. Jest 23:14. Mróz szczypie w nos, pada śnieg a ulica wygląda jak z bajki za sprawą wszechobecnych lampek choinkowych. Ani jednego samochodu. W głowie słyszę piosenkę z reklamy coca-coli, "coraz bliżej święta". Ruszam środkiem drogi rozkoszując się pięknym widokiem. Czuję błogość, wydaje mi się, że znów jestem małą dziewczynką. Kieruję sie w stronę parku. Nie wiem dlaczego. To wbrew rozsądkowi, wbrew mnie.
Jest ciemno ale nie boję się. Odgarniam śnieg z ławeczki i siadam.
- Wow, jestem pod wrażeniem. Myślałem, że grzeczne dziewczynki nie chadzaja w samotności do ciemnych miejsc.- dobrze wiem do kogo należy ten głos.
- No widzisz. Życie jest takie nieprzewidywalne- śmieje się- Śledzisz mnie czy co? Zaczynam się bać. W łazience też cię spotkam?
- Później rozpatrzę to kuszącą propozycję- uśmiecha się do mnie loczek i siada obok mnie.
__________________________________________________________________________________________________________________________-
a u nich zima ;ooo
nie chce mi się już dziś więcej pisać. Mam nadzieje, że nie jest zbyt badziewnie..
czwartek, 14 sierpnia 2014
II
Idąc chodnikiem w stronę domu zauważam Ash'a, starszego o 5 lat brata, stojącego z grupką jego "ziomków".
- Gdzie tak długo byłaś?- pyta mnie, a jego jak dotąd roześmiani koledzy milkną.
- U babci. Spokojnie nie każdy w tej rodzinie kombinuje na lewo i prawo.- ogarnia mnie wściekłość gdy po raz kolejny uświadamiam sobie, że Ash mógłby robić, w sensie pracować, wszędzie gdzie tylko sobie upatrzy a wybiera lewe interesy z jakimiś przygłupami.
- Nie bądź taka spięta- puszcza mi oczko jeden z nich, konkretnie mulat, ten, który ciągle się do mnie przywala.
- Dobra, idź do domu już spać, a ty mnie nie wkurwiaj.- dodaje zwracając się do chłpaka.
Nie kłócę się, wiem, że i tak jestem już przegrana. On mógłby obrobić bank a mi zabrania oglądać film do późna w nocy.
Nie mam ochoty na nic. Kładę się spać z nadzieją, że kiedyś tyłek przestanie boleć albo odpadnie w nocy. Gdy już zamykam oczy słyszę dźwięk sms'a. Dziwne, numer jest zablokowany... "Zapomniałem Ci życzyć; słodkich snów, złośnico" .
Wysilam umysł... Nie jednak nic dzisiaj z tego nie będzie. Dziś juz tylko sen.
- Gdzie tak długo byłaś?- pyta mnie, a jego jak dotąd roześmiani koledzy milkną.
- U babci. Spokojnie nie każdy w tej rodzinie kombinuje na lewo i prawo.- ogarnia mnie wściekłość gdy po raz kolejny uświadamiam sobie, że Ash mógłby robić, w sensie pracować, wszędzie gdzie tylko sobie upatrzy a wybiera lewe interesy z jakimiś przygłupami.
- Nie bądź taka spięta- puszcza mi oczko jeden z nich, konkretnie mulat, ten, który ciągle się do mnie przywala.
- Dobra, idź do domu już spać, a ty mnie nie wkurwiaj.- dodaje zwracając się do chłpaka.
Nie kłócę się, wiem, że i tak jestem już przegrana. On mógłby obrobić bank a mi zabrania oglądać film do późna w nocy.
Nie mam ochoty na nic. Kładę się spać z nadzieją, że kiedyś tyłek przestanie boleć albo odpadnie w nocy. Gdy już zamykam oczy słyszę dźwięk sms'a. Dziwne, numer jest zablokowany... "Zapomniałem Ci życzyć; słodkich snów, złośnico" .
Wysilam umysł... Nie jednak nic dzisiaj z tego nie będzie. Dziś juz tylko sen.
...
Budzi
mnie specyficzny dzwonek telefonu mojego brata, "Hallelujah chours", co
oznacza, że dzwoni do niego Sellena. Idę do kuchni i zastaje tam
zaspanego Ash'a robiącego sniadanie.
- Chcesz płatki, mała?- pyta nie spoglądając na mnie.
- No proste. Selenka już się dobija?- pytam z sarkazmem.
- Nie rozumiem dlaczego jej nie lubisz, Sash.
-
Po prostu do siebie nie pasujecie. Ona jest taka powierzchowna,
fałszywa- tutaj spogląda na mnie z miną "lepiej skończ bo w innym
wypadku ja z tobą skończę", ale ja się nie zrażam i ciągnę- potrafi się
z tobą pokłócić o byle co a ty przytakujesz jej na wszystko. Jesteś
zupełnie inny, lepszy.
- Nic nie
rozumiesz, bo nie byłaś zakochana, tzn tak na prawdę. A i jeszcze jesteś
w dodatku smarkaczem- warto tu napisać, że to nie kłótnia ale zwyczajna
wymiana poglądów i spostrzeżeń między rodzeństwem.
-
Może i tak ale to ty ciągle nie odbierasz. Przypomnij mi dlaczego masz
taki wkurzający dzwonek -śmieje się bo uwielbiam go o tyo pytać. On
momentalnie wstaje prostuje się jak do hymnu wyciąga w górę łyżkę i
recytuje;
- Ponieważ, gdy dzwoni do mnie
Sel, czuję jak ogarnia mnie niebiańska rozkosz. -teraz i on się śmieje-
Dobra, kiedy przychodzi po ciebie Chloe bo mam cię już dość?
W tym momencie rozlega się pukanie a po chwili pojawia się moja przyjaciółka.
- Ale ziiiimno! Dajcie coś na rozgrzewkę!
- Życzy sobie pani coś konkretnego?- podchwytuje Ash.
- Hurbatkę- odpowiada czarnowłosa rozbierając się ( z kurtki xd).
- Nie, zaraz mamy autobus a ja nie mam zamiaru się spóźnić. Poplotkujecie sobie innym razem- oddaje kurtkę zawiedzionej dziewczynie i sama ubieram się w swoją.
- Dziś od razu po szkole idę do pracy. Wrócę późno. A i babcia mówiła, że ma coś tam dla ciebie więc rusz dupkę i wstąp do niej.
- Dobra, dobra.
...
-Matko, Sasha, mówię ci ja się załamie. Myślałam, że Cris wydoroślał albo chociaż zmienił taktykę po naszej rozmowie ale on znów wczoraj podrywał mnie na teksty typu pies i szynka albo szczerbaty i suchary- zwierza mi się Chloe gdy mamy się już rozstać przed naszymi zajęciami.
- Hahaha - nie ukrywam rozbawienia - będę się za ciebie modlić.
Biologia, matma, angielski, angielski, francuski, w-f, i rozszerzona chemia. Minęło całkiem znośnie i jadę autobusem do baru, gdzie pracuję. Wyliczyłam sobie, że jeszcze dwa miesiące ciężkiej pracy i może kupie sobie ten wypasiony aparat i stanę się najszczęśliwszym człowiekiem na świecie.
- Oooooo dobrze, że jesteś. przetrzyj naczynia i leć do klientów. A i zwiąż te włosy. - wita mnie Brad, właściciel
- Okej.
Szybko uwijam się z naczyniami i wychodzę do pomieszczenia gdzie znajdują się klienci. Witam Lolę barmankę i Cindy kelnerkę. Przygotowuje swój notesik i idę na obchód. Zanim się zorientowałam zrobiło się już ciemno. Z głośników leci jakiś fajny kawałek. Podchodzę do stolika przy którym siedzi jakaś grupka.
- Dobry wieczór, czy już państwo coś wybrało? - recytuję nie patrząc na nich przygotowana na grad zamówień.
- O jak milutko. Czy my się przypadkiem gdzieś nie widzieliśmy?- to pytanie powoduje, że podnoszę wzrok i widzę ten sam łobuzerski uśmiech, który prześladował mnie wczoraj w autobusie (i podczas snu).
_________________________________________________________________________________________________________
Ash
Selena
Chloe
Cris
Brad
przepraszam, że wiele rzeczy się nie zgadza (np co do wieku), za ewentualne błędy itd.
Coś tam się niby dzieje -11 wyświetleń ;)))
Coś tam się niby dzieje -11 wyświetleń ;)))
poniedziałek, 11 sierpnia 2014
Rozdział I
Boże, jak mnie dupa boli! Siadam na pierwszym lepszym
miejscu w autobusie i rozmyślam o operacji usunięcia pośladków… A jak wychodziłam od babci to mi mówiła;
Uważaj na schodkach przed. Mimo że jest ich tyko cztery są zdradliwe a już na
pewno w taki mróz jak dziś wieczór!”.
Dobrze, że autobus jest pusty, przynajmniej nikt nie będzie widział mojej
agonii… Kurde! Wykrakałam! Jak zawsze!
Szybko, założyć słuchawki i puścić coś smętnego, że niby mam fascynujące życie
a piosenka przywołuje tyyyle emocji. Pomimo bólu zaczynam się dyskretnie śmiać
z tego jak okrutnie powalona jestem.
Dobra. Wsiada chłopak, profil
hmmm… udany, w sumie bardzo udany ale po stroju wnioskuję, że to jakiś „bad boy”.
Okey, rusza zapewne na drugi koniec autobusu zająć miejsce, a ja
zaczynam udawać, że nie zauważyłam jego wejścia i gapię się w szybę. Fuck, coś poczułam. Siadł obok mnie?! O co tu chodzi?! Cały autobus jest przecież
wolny! Udaje, że nawet tego nie zauważyłam a padający śnieg za oknem jest jest
bardziej interesujący. Czuje, że nachyla się w moją stronę, chwilę tak zastaje
(mnie dolatuje cudowna woń męskich perfum) i wyciąga mi jedną ze słuchawek.
Odwracam się gwałtownie (co powoduje Armagedon na moim tyłku, nie daje po sobie
niczego poznać, mimo że łzy same się cisną do oczu) i widzę pewne siebie
spojrzenie, analizujące każdy milimetr mojej twarzy oraz łobuzerski uśmiech.
Nie będę kłamać ,robi mi się gorąco. Nie jestem do końca pewna czy to przez ten
niegrzeczny gest czy też zostałam spiorunowana jego urodą.
- Fajne, fajne. Prześlij mi tą nutę, kotku- odsłania przede mną śnieżnobiałe zęby i patrzy bezczelnie na moje sta oczekując jąkającej się: "Cz-cześć. J-jasne"
-Po pierwsze, nie jesteśmy ze sobą na "ty". Po drugie, może grzeczniejchłopczyku. I po trzecie...
-Zaraz, zaraz. Zarzucasz mi , że nie jesteśmy na ty a sama tak mówisz, nie wspominając jak niegrzecznie to robisz. Przynajmniej tytuł podaj... kotku- i znów ten uśmiech.
Bawi go to! Mam to gdzieś, nie muszę z nim dyskutować. Wyrywam słuchawkę z jego dłoni, zabieram plecak z siedzenia na przeciwko, dumna podnoszę się i momentalnie tego żałuje.
-O ku... cholera!- staje wyprostowana łzy zaczynają mi ciec po policzkach.
-Co się stało?!- krzyczy mój sąsiad lekko przestraszony.
-N-nic - "gnojku" dokańczam sobie w głowie.
-Jasne, mów zaraz- wstaje i patrzy na mnie z wyczekiwanie.
- Po prostu niedawno wywróciłam się i teraz boli mnie... noga. a w zasadzie dwie- patrze na niego wzrokiem bezdomnego pieska w nadziei, że może okaże choć trochę współczucia.
-Okej, wybaczam ci to haniebne zachowanie z przed 20 sekund, wypadek i boląca pupa, tak, tak rozgryzłem cię, troszkę cię usprawiedliwiają- uśmiecha się triumfalnie w moją stronę i podaje ręke.
-Aha. Super.- teraz mój wzrok, pomimo bólu, staje się obojętny - Pan wybaczy ale ja tu wysiadam- kulejąc, a raczej wlokąc się wymijam go, a gdy autobus spowalnia, co zwiastuje przystanek, nakładam kaptur, odwracam się i z udawaną serdecznością dodaję- Życzę udanego wieczoru...
-Bardziej nocy- i znów ten kretyński uśmieszek.
Wysiadam.
______________________________________________________________________________________________
I mamy jedyneczkę! Jeśli czytasz, komentuj ;D
Miłego dnia;*
Witam! Cześć! Hejka! Elo! Siemandero i tak dalej ;D
Ten pomysł kiełkował w mojej głowie przez pewien czas i w końcu zdecydowałam się że zacznę prowadzić bloga z opowiadaniem. ;DD Jeśli stwierdzisz, że jest shit'em to z góry cię przepraszam za zmarnowanie Twojego cennego czasu. Ale jeżeli stwierdzisz, że jest on spoko i będziesz wpadać po więcej to chyba będę najszczęśliwszym człowiekiem na świecie ;DD
I to chyba na tyle...
Adios ;*
Subskrybuj:
Posty (Atom)