Tak więc przypominam sobie ostatnie dni i powoli dochodzę do wczorajszego wieczoru. Czuję się dziwnie. I, o Boże, ja mam dziś randkę. Gdy ta myśl przechodzi mi przez głowę wstępują we mnie nowe siły. Siadam na łóżku i prostuje się. Cholera, mam dziś randkę. Kurcze nie wiem jak tego dokonałam, przecież ja nie umiem nawet flirtować no ale okej. Analizuję jeszcze raz wczorajszy wieczór. Nie, nigdzie nie pójdę. Nie pokarze mu się na oczy. Albo pójdę. Tak, pójdę, nie wiem po co ale pójdę!
Spoglądam na zegar 9:30. Nieźle. Wychodzę z pokoju na słabo oświetlony korytarzyk i maszeruję do kuchni. Zastaję tam Asha i Selene, nagle przypominam sobie, że nie jestem głodna i robię szyki unik za ścianę ale niestety już zostałam zauważona.
- O, hej, robaczku zjesz z nami śniadanko?- pyta przesłodko Selena. Co ja, kurwa, niedorozwinięta jakaś jestem? Obie mamy po 18 lat (tzn rocznikowo 17 ale to już tylko kilkanaście dni), no i w sumie ja jestem starsza... yhh, nie ma co się nią przejmować.
- Zastanowię się nad tym, robaczku. Jak widzę postawiliście kolejny krok w waszym związku- teraz z nami pomieszkujesz? Tylko bez dzieci niech się obejdzie- mówię przesłodkim tonem.
-Sash, ogarnij się- piorunuje mnie wzrokiem Ash.
Wychodzę z kuchni ubieram się, biorę kasę i lece na zakupy spożywcze do supermarketu. Wychodząc z klatki widzę kopertę z moim imieniem przyklejoną do szyby drzwi wejściowych. Instynktownie rozglądam się ale nikogo nie widzę. Otwieram i czytam:
Przyjadę po Ciebie o 18:00.
P.S. Następnym razem nie dam Ci uciec.
Twój chłopak
(naprawdę mi się to podoba!)
Uśmiecham się. Jest słodki, bardzo, bardzo słodki. Zakupy mijają mi w miłym nastroju. Wracam do domu i zabieram się za cotygodniowe sprzątanie domu. Na brata nie mam co w tej kwestii liczyć. Jego sprzątanie to jedynie ewentualne pozbieranie brudnej bielizny walającej się po całym mieszkaniu.
Jest godzina 16:36, pora powoli zacząć się szykować. Nalewam do wanny gorącej wody(przy tym dodaje do niej różnych soli specyfików żeby zrobić pianę, bo przecież wiadomo, co to za kąpiel bez bąbelków?). Gdy moja kąpiel się szykuje ja przechodzę do swojego pokoju i staje przed wiecznym dylematem kobiet na całym świecie: W CO SIĘ UBRAĆ? I tu jetem w kropce. Zazwyczaj jak idę na imprezę z Chloe ubieram się wygodnie, tzn. w rurki jakaś bluzka, t-shirt i bez rewelacji, żeby było luźno i żeby nikt za bardzo nie dostrzegł, że się spociłam(przepraszam, takie są realia życia :) ) Natomiast dziś jestem umówiona na randkę. Z chłopakiem. Z przystojnym chłopakiem. Może to pora aby wbić się w jakąś sukienkę. Nie często się na to porywam ale może dziś jest ten dzień. wybieram więc słodką czarną sukienkę a do tego grube czarne rajstopy i płaskie, sznurowane, ciepłe buty wysoko za kostkę. Myślę, że nie wygląda to najgorzej i możne być.
Wracam do łazienki gdzie czeka mnie wanna wypełniona po brzegi wodą. I dobrze. Lubię takie kąpiele. Rozbieram się, wchodzę i od razu się kładę. Jest bosko. Rozpływam się.
Po około godzinie wychodzę. Póki co wślizguję się w dres. Chwilę zastanawiam sie nad tym czy suszyć włosy ale stwierdzam, że nie. same się układają całkiem nieźle.
Mam jeszcze trochę czasu więc idę do "salonu" i siadam koło Asha oglądającego TV.
- Wybierasz się gdzieś?- zadaje rutynowe pytanie.
- Potańczyć- odpowiadam
- A, to powiedz Chloe żeby wpadła jak będzie miała wolny czas bo mam dla niej tą płytę o której ostatnio tak trajkotała.
- Ale jesteś uczynny i bezinteresowny, wow- zaciekawiam się- Dlaczego?
- No przecież to twoja przyjaciółka, moja chyba też. Nie wiem o co ci chodzi- kończy obrażony.
- O nic- wolę go nie drażnić teraz gdy bez jego wiedzy idę na randkę. Od czasu gdy płakałam po Gabe'ie patrzy krzywo na każdego chłopaka, który się do mnie słowem odezwie.
- A ty co? Nigdy nie uwierzę w to, że będziesz zalegać na kanapie w sobotni wieczór.
- Będę. Z chłopakami.- to znaczy, że trzeba się czym prędzej teleportować
Przechodzę do swojego pokoju i przebieram się. Nie cierpię się stroić. Mam zamiar się szybko przebrać w spodnie i jakąkolwiek bluzkę ale shit jest już 18:06. Biorę torbę wrzucam tam najpotrzebniejsze rzeczy zakładam kurtkę i żegnam się z bratem krótkim "Pa".
Zbiegam ze schodów i w drzwiach mijam kogoś. Odwracam się i widzę go. Robi mi się niedobrze ze zdenerwowania.
- Myślałem już, że zapomniałaś.- zaschło mi w gardle i nie wiem co odpowiedzieć- ładnie wyglądasz.
- Ty też możesz być- odpowiadam już nieco pewniej.
- Jesteś pewna, że wolisz klub od spokojnej rozmowy nocą w parku?
- Nie umiesz tańczyć tak?- zaczynam się naśmiewać
- Pożałujesz tych słów- mówi z udawaną powagą po czym sam się zaczyna śmiać- więc zapraszam- wskazuje motor.
-Bez jaj. jestem w sukience, nie wsiądę na to.
- Wolisz iść na piechotę?- mówi podając mi kask.
- Szczerze, to tak.- biorę od niego kask i ani mi się śni zakładać.
- Boisz się?- szczerzy się
- Oczywiście, że nie ale jestem w sukience.
- No i?- zabiera ode mnie kask i zapinam mi go na głowie.
-Dobra ale patrzysz prosto przed siebie- szybko wsiadam i łapie się go w pasie. Poprawia moje oplatające go ręce i rusza.
To nie jest mój pierwszy raz na tego typu maszynie, więc to nie jest nic odkrywczego dla mnie ale i tak było super. Zawsze to jakiś zastrzyk adrenaliny, prawda? Zatrzymujemy się przed zatłoczonym wejściem do klubu. Ja szybko zeskakuje i oddaje kask kierowcy, który sam ściąga swój.
- Ale się bałaś. Myslałem, że nie wytrzymam i w końcu wybuchnę śmiechem.
- Nieprawda! W cale się nie bałam!- oburzam się
- Czyli chcesz mi powiedzieć, że specjalnie ściskałaś mnie mocniej i przysuwałaś do mnie za każdym razem gdy przejeżdżaliśmy przez dołek?- i rzuca ten swój uśmiech zwycięscy
- Dokładnie. Czytasz mi w myślach chyba.- odpowiadam beznamiętnie- a teraz chodź duża kolejka przed nami.
Chłopak łapie mnie za rękę, idzie na sam przód kolejki, wita się z gorylem i prowadzi mnie do środka. Jestem pod lekkim wrażeniem bo nigdy nie dostałam się tu tak szybko jak dziś.
Przechodzimy do szatni gdzie Loczek pomaga mi zdjąć kurtkę. Czuję jego spojrzenie które lustruje moje koronkowe plecy.
- Wow...- słyszę gdy się odwracam, jego wzrok podnosi się do poziomu moich oczu i zarz spada nie mogąc się powstrzymać i nie zlustrować mnie teraz od przodu.
Przechodzimy do ogromnej hali dyskotekowej gdzie co jaki czas przewija się jakiś mój znajomy rzucający przyjazne ale stłumione "cześć" ku mnie.
- Wiesz co? Może chwile posiedzimy?- rzucam do chłopaka
Wracam do łazienki gdzie czeka mnie wanna wypełniona po brzegi wodą. I dobrze. Lubię takie kąpiele. Rozbieram się, wchodzę i od razu się kładę. Jest bosko. Rozpływam się.
Po około godzinie wychodzę. Póki co wślizguję się w dres. Chwilę zastanawiam sie nad tym czy suszyć włosy ale stwierdzam, że nie. same się układają całkiem nieźle.
Mam jeszcze trochę czasu więc idę do "salonu" i siadam koło Asha oglądającego TV.
- Wybierasz się gdzieś?- zadaje rutynowe pytanie.
- Potańczyć- odpowiadam
- A, to powiedz Chloe żeby wpadła jak będzie miała wolny czas bo mam dla niej tą płytę o której ostatnio tak trajkotała.
- Ale jesteś uczynny i bezinteresowny, wow- zaciekawiam się- Dlaczego?
- No przecież to twoja przyjaciółka, moja chyba też. Nie wiem o co ci chodzi- kończy obrażony.
- O nic- wolę go nie drażnić teraz gdy bez jego wiedzy idę na randkę. Od czasu gdy płakałam po Gabe'ie patrzy krzywo na każdego chłopaka, który się do mnie słowem odezwie.
- A ty co? Nigdy nie uwierzę w to, że będziesz zalegać na kanapie w sobotni wieczór.
- Będę. Z chłopakami.- to znaczy, że trzeba się czym prędzej teleportować
Przechodzę do swojego pokoju i przebieram się. Nie cierpię się stroić. Mam zamiar się szybko przebrać w spodnie i jakąkolwiek bluzkę ale shit jest już 18:06. Biorę torbę wrzucam tam najpotrzebniejsze rzeczy zakładam kurtkę i żegnam się z bratem krótkim "Pa".
Zbiegam ze schodów i w drzwiach mijam kogoś. Odwracam się i widzę go. Robi mi się niedobrze ze zdenerwowania.
- Myślałem już, że zapomniałaś.- zaschło mi w gardle i nie wiem co odpowiedzieć- ładnie wyglądasz.
- Ty też możesz być- odpowiadam już nieco pewniej.
- Jesteś pewna, że wolisz klub od spokojnej rozmowy nocą w parku?
- Nie umiesz tańczyć tak?- zaczynam się naśmiewać
- Pożałujesz tych słów- mówi z udawaną powagą po czym sam się zaczyna śmiać- więc zapraszam- wskazuje motor.
-Bez jaj. jestem w sukience, nie wsiądę na to.
- Wolisz iść na piechotę?- mówi podając mi kask.
- Szczerze, to tak.- biorę od niego kask i ani mi się śni zakładać.
- Boisz się?- szczerzy się
- Oczywiście, że nie ale jestem w sukience.
- No i?- zabiera ode mnie kask i zapinam mi go na głowie.
-Dobra ale patrzysz prosto przed siebie- szybko wsiadam i łapie się go w pasie. Poprawia moje oplatające go ręce i rusza.
To nie jest mój pierwszy raz na tego typu maszynie, więc to nie jest nic odkrywczego dla mnie ale i tak było super. Zawsze to jakiś zastrzyk adrenaliny, prawda? Zatrzymujemy się przed zatłoczonym wejściem do klubu. Ja szybko zeskakuje i oddaje kask kierowcy, który sam ściąga swój.
- Ale się bałaś. Myslałem, że nie wytrzymam i w końcu wybuchnę śmiechem.
- Nieprawda! W cale się nie bałam!- oburzam się
- Czyli chcesz mi powiedzieć, że specjalnie ściskałaś mnie mocniej i przysuwałaś do mnie za każdym razem gdy przejeżdżaliśmy przez dołek?- i rzuca ten swój uśmiech zwycięscy
- Dokładnie. Czytasz mi w myślach chyba.- odpowiadam beznamiętnie- a teraz chodź duża kolejka przed nami.
Chłopak łapie mnie za rękę, idzie na sam przód kolejki, wita się z gorylem i prowadzi mnie do środka. Jestem pod lekkim wrażeniem bo nigdy nie dostałam się tu tak szybko jak dziś.
Przechodzimy do szatni gdzie Loczek pomaga mi zdjąć kurtkę. Czuję jego spojrzenie które lustruje moje koronkowe plecy.
- Wow...- słyszę gdy się odwracam, jego wzrok podnosi się do poziomu moich oczu i zarz spada nie mogąc się powstrzymać i nie zlustrować mnie teraz od przodu.
Przechodzimy do ogromnej hali dyskotekowej gdzie co jaki czas przewija się jakiś mój znajomy rzucający przyjazne ale stłumione "cześć" ku mnie.
- Wiesz co? Może chwile posiedzimy?- rzucam do chłopaka
- Jak chcesz- usmiecha się i prowadzi mnie do miejsca do tego przeznaczonego.
- Musze ci wyznać, że nie jestem zbyt dobrą tancerką. W zasadzie jestem tak słaba, że bez czegoś mocniejszego nawet na parkiet nie wychodzę- zaczynam tłumaczyć się ze swojego dziwnego zachowania
- Rozumiem- mówi śmiertelnie poważnie mój towarzysz( co przyprawia mnie o wybuch śmiechu) i wstaje kierując się do baru. po chwili przychodzi z dwoma szklankami soku pomarańczowego (co znów wywołuje u mnie nagły wybuch śmiechu)
Upijamy łyk po czym on ciągnie mnie na parkiet. Wszyscy dookoła skaczą i świetnie się bawią a ja zaczynam się dziwnie bujać. Patrze na zażenowaną minę chłopaka, chyba chce uciec. Ale on odwraca mnie tyłem do siebie.
- Już ja cię nauczę tańczyć a wiesz dlaczego?- nie daje mi odpowiedzieć- Bo leci nasza piosenka.
Rzeczywiście z głośników leci tamta melodia. To głupie ale sprawiło, że czułam się pewniej. Następne 5 piosenek przetańczyliśmy(a raczej przeskakaliśmy i przespiewaliśmy) osobno.
- Idę się napić- oświadczam i przechodzę do baru. Idąc ocieram się o różne osoby. Siadam na stołku i czekam aż barman podejdzie. Chwilę to trwa ale jak juz się zjawia wręcza mi sok pomarańczowy.
- To dla ciebie
- Ale ja jeszcze nic nie zamawiałam
- Ktoś to za ciebie zrobił- uśmiecha się przyjaźnie brunet
Jestem pewna na 100% że to od Loczka więc śmiało piję aż do dna. Dostaję jakiegoś kopa i dosłownie biegnę na parkiet. Po drodze mijam mojego nauczyciela tańca, który daje znać, że teraz on idzie się napić. Idę na środek parkietu i zaczynam tańczyć. Czuję się wolna, dzika i szczęśliwa. Wszystko wydaje się takie piękne. Wszyscy dookoła mnie śmieją się do mnie i patrzą z podziwem. Czuję się jak królowa. Gdy dotykam brzucha czuję jakby bass z głośników dyktował moim wnętrznościom jakiś dziki rytm. Co chwilę ktos krzyczy mi do ucha pochlebne teksty. Fajnie, mam to w dupie. Chcę tylko tańczyć.
Naglę czuję, że ktoś złapał mnie za rękę, odwracam się i widzę Harrego. Uśmiecham się na widok jego miny wyrażającej podziw i ciekawość. Zaczynam sobie uświadamiać, że lepiej mi jak tańczę, dosłownie- gdy stoję kręci mi się w głowie. Więc zaczynam znów się ruchać. Teraz juz tak nie szaleję, moje ruchy są wolniejsze, chyba bardziej wczuwam się w muzykę. Co chwilę przymykam oczy. Staję i patrzę na sufit, który mieni się tysiącami barw. Znów kręci mi się w głowie i... ciemność. Nie widzę nic, nie wiem co się dzieje...
_____________________________________________________________________________________________________________
Chciałam was przeprosić bo w poprzednim rozdziale popełniłam błąd. Zamiast Ash (chodzi tu o brata Sashy) napisałam Luke. Nie wiem dlaczego, jakieś chwilowe niedojebanie mózgowe... Tak więc przepraszam ;)
a oto sukienka ;)
Pisząc te notki na dole czuję się trochę jakbym gadała sama do siebie.